Lesbos leniwie....
26.09.2019, czwartek, dzień 2

Dość wcześnie poszliśmy spać, bo jednak zmęczenie nas dopadło. W nocy budzę się kilka razy, bo jest mi zimo diabeł W pewnym momencie robię ten odważny krok lol i wychodzę spod prześcieradła, aby z góry szafy wyjąć jeden z wełnianych koców… no teraz można spać dalej bardzo szczęśliwy Noce na Lesbos końcem września są chłodne i dość wilgotne zmieszany , co mnie zaskoczyło, zwłaszcza wilgoć, bo w pobliżu nie ma żadnych zbiorników wodnych….
Przed godziną 7 budzi mnie sms, czytam i odkładam telefon, ale po chwili nie daje mi to spokoju i budzę Pana M. Czytaj i po chwili pytam Czy dobrze zrozumiałam? jestem wyrwana ze snu i nie mam pewności, ale Pan M. potwierdza…. Koleżanka przysłała nam sms’a że wieczór wcześniej zginął w wypadku samochodowym nasz kolega z pracy….. To teraz już nie pośpię… Dzwonię do pracy dowiedzieć się, co się dokładnie stało… Koleżanka kończy rozmowę zdaniem: bawcie się dobrze, korzystajcie, bo życie jest krótkie i nic nie jest pewne…. Jeszcze chwilę leżymy i rozmawiamy jak to się różnie układa i jak to można mieć plany i odkładać je na kiedyś… nasze głosy budzą syna i tak dość wcześnie jak na nas rozpoczynamy dzień…..


Na pierwszy ogień śniadanie, oczywiście na balkonie…. Wilgoć z powietrza, którą jeszcze godzinę wcześniej się wyczuwało, ustępuje cieple i słońcu. Zapowiada się ładny słoneczny dzień. Szykuję talerze ze śniadaniem, herbaty, wyciągam młodego z łóżka i zanim się pozbieramy to o chłodnej nocy przypomina tylko wilgotny z rosy stolik…. Tym razem nie towarzyszą nam gwiazdy, ale widok na sady oliwkowe, szczekające gdzieś psy i rozproszone rozmowy sąsiadów nad basenem….
No ale przecież nie będziemy pół dnia tu siedzieć, zarządzam pakowanie i wymarsz na plażę…. Samochodu nie mamy jeszcze, więc nie pozostaje nam nic innego niż ta najbliższa nas…

Idziemy znanymi nam uliczkami, Antonio nas pozdrawia, obiecujemy na powrocie wstąpić, i już jesteśmy nad morzem… Skręcamy w lewo, mijamy knajpki i idziemy jeszcze kawałek, rozkładamy się. Dalej jest jakiś budynek, a nim mikro plaża, ale w całości pokryta grubą warstwą trawy morskiej…..
I tu Was pewnie zaskoczę, bo z plażowania tego dnia nie ma zdjęć…. Więc znowu na słowo musicie uwierzyć bardzo szczęśliwy : cisza, pustki dookoła, na leżakach przed knajpkami jest może z 10 osób, zero biegających dzieci czy krzyczących rodziców/młodzieży, a za plecami widać pojedyncze palmy przy ostatnich domach, przez nami morze łączy się z niebem i można popatrzeć na pobliską Turcję…. No jak w raju bardzo szczęśliwy , prawie, bo nie ma w wodzie turkusów…. Życie podwodne też dość skąpe, trochę rybek jest, ale szału nie ma… Są za to małe upierdliwe rybki diabeł (znane mi już z Krety), które tylko mnie gryzą w łydki jak tylko na chwilę przestanę się ruszać..... Temperatura wody nie rozpieszcza, ale jest akceptowalna, ok. 23 stopni – nawet miałam swój plażowy termometr, ale okazało się, że padły w nim baterie diabeł i jak się później okazało nigdzie takiej nie udało się kupić diabeł … Dla mnie ciężko się zamoczyć, przełamać tą pierwszą barierę, ale potem jest bardzo przyjemnie i z przyjemnością pływam…. Gdzieś do godz. 15 plażujemy i już pora się zbierać, bo mam plany na popołudnie, a godzina zamknięcia obiektu nas ogranicza….
W czasie kiedy moje chłopaki ogarniają się po plaży i szykują obiad, ja korzystam z pierwszej kąpieli w basenie… No jest super: pusto, cicho, basen tylko dla mnie, i słońce nad basem też bardzo szczęśliwy


zmieszany


  PRZEJDŹ NA FORUM